Wyszukaj publikacje zawierające tekst:
 
wersja do druku
Wymiar Sprawiedliwości – Dostęp do zawodu syndyka. Licencja nie dla każdego – Polemika
Gazeta Sądowa nr 1 – styczeń 2006r.
Wymiar Sprawiedliwości – Dostęp do zawodu syndyka.
Licencja nie dla każdego – Polemika

W Gazecie Prawnej z 29 listopada 2005 r. w dziale Państwo i Prawo ukazał się tekst Adama Podleśnego zawierający oryginalne przemyślenia autora w kwestii koniecznej jego zdaniem ściślejszej reglamentacji dostępu do możliwości pełnienia funkcji syndyka.
Owa ściślejsza reglamentacja, jest zdaniem autora konieczna, przede wszystkim z powodu zawartych w „prawie upadłościowym i naprawczym zasad przyznawania mu (syndykowi) bardzo wysokich honorariów”.

Tekst przeczytałem ze szczególną uwagą, a to z powodu, iż poruszonym tematem jestem zainteresowany zarówno osobiście – od wielu już lat wykonuję aktywnie funkcję syndyka, jak i w imieniu środowiska ( pełnię jednocześnie funkcję prezesa Stowarzyszenia Praktyków Prawa Upadłościowego i Likwidatorów i rzecznika prasowego Ogólnopolskiej Federacji Stowarzyszeń Syndyków i Likwidatorów).
Nie mam pojęcia skąd autor czerpał „wiedzę”, której analiza pozwoliła mu na formułowanie tak radykalnych wniosków i uogólnień. Wiedza owa, w moim przekonaniu zdecydowanie rzetelna nie jest, stąd też i wnioski wydają się być nieuprawnione.

Po pierwsze:
Spieszę donieść autorowi, iż błędne są jego informacje, jakoby ustawa o licencji syndyka nie została w sejmie ubiegłej kadencji przyjęta „między innymi ze względu na zastrzeżenia kierowane do wielu proponowanych w projekcie przepisów”.
Ponieważ z ramienia Ogólnopolskiej Federacji Stowarzyszeń Syndyków i Likwidatorów przez cały czas brałem udział w pracach legislacyjnych podkomisji sejmowej mogę stwierdzić autorytatywnie, iż projekt ustawy w kompromisowej wersji, uwzględniającej część zmian postulowanych głównie przez środowiska syndyków i prawników został ostatecznie przez podkomisję i komisję sejmową zaakceptowany i przyjęty.
I jedynie z powodu wielu oczekujących, ważniejszych z punktu widzenia rządu ustaw i nerwowości związanej z przewidywanym skróceniem kadencji sejmu ustawa nie została uchwalona.

Po drugie:
Nie jest prawdą, jakoby w aktualnym stanie prawnym „ przy odrobinie szczęścia każdy mógł zostać kandydatem na syndyka”.
Teza powyższa wydaje się być równie poważna jak ta o buławie marszałkowskiej, co to ją posiada każdy żołnierz w plecaku.
Do czasu uchwalenia ustawy o licencji syndyka wymagane od kandydatów na syndyków szczególne kwalifikacje dość precyzyjnie określa Rozporządzenie Ministra Sprawiedliwości z dnia 16 kwietnia 1998 r. (Dz.U. nr 55, poz. 359) – w §1.
I nie są to wcale wymogi, które tak łatwo każdy może spełnić.
I tak osoba fizyczna kandydująca na syndyka upadłości powinna posiadać następujące kwalifikacje (łącznie):
1) wyższe wykształcenie,
2) co najmniej 5-letni okres pracy na stanowiskach kierowniczych lub samodzielnych w zakresie zarządzania przedsiębiorstwem i powinna się wykazać znajomością prawa gospodarczego, cywilnego, pracy oraz finansów, finansów tym, że dla osób z wykształceniem prawniczym albo ekonomicznym okres ten wynosi 3 lata.
3) nie była karana za popełnione umyślnie przestępstwo przeciwko mieniu,
4) nie figuruje w wykazie osób, wobec których orzeczono na podstawie Prawa upadłościowego zakaz prowadzenia działalności gospodarczej na własny rachunek, oraz pełnienia funkcji reprezentanta lub pełnomocnika przedsiębiorcy, członka rady nadzorczej i komisji rewizyjnej w spółce akcyjnej, z ograniczoną odpowiedzialnością lub spółdzielni,
5) nie została usunięta przez sąd na podstawie Prawa upadłościowego z powodu nienależytego pełnienia obowiązków syndyka.

Z obowiązku wykazania się stażem w zarządzeniu przedsiębiorstwa Rozporządzenie zwalnia (§3) adwokatów, radców prawnych i biegłych rewidentów.
Rozporządzenie dopuszcza także (§ 5), na zasadzie wyjątku, pełnienie funkcji przez osobę fizyczną posiadającą wykształcenie średnie, która spełnia wszystkie pozostałe wymogi i pełniła funkcję syndyka przez okres co najmniej 2 lata przed wejściem w życie Rozporządzenia.
(Według danych będących w posiadaniu Ogólnopolskiej Federacji Stowarzyszeń Syndyków i Likwidatorów takich osób w środowisku pozostało kilkanaście. Są to osoby najczęściej w starszym wieku, wprawdzie bez formalnego wyższego wykształcenia, ale najczęściej z bardzo bogatym doświadczeniem zawodowym).

Po trzecie:
Nie jest prawdą, jakoby na listach prowadzonych zgodnie z Rozporządzeniem przez Prezesów Sądów Okręgowych było wpisanych 4000 kandydatów, aktualnie jest ich znacznie więcej i stale przybywa. W okresie ostatniego roku na listy wpisało się wielu nowych kandydatów – głównie adwokatów i radców prawnych.
Większość z kandydatów już wpisanych na listy nigdy nie była wyznaczona na funkcję syndyka ani się o to nie ubiegała. Być może także mając inne zajęcie nigdy takich starań nie podejmie.
Spora część kandydatów zrezygnowała z wykonywania funkcji już po pierwszej próbie, gdy okazało się, że jest to zajęcie bardzo trudne, stresujące, obfitujące w konflikty, zaś przyznane na koniec postępowania wynagrodzenie nie odpowiadało ani wyobrażeniom kandydata, ani tym bardziej obiegowej opinii kształtowanej przez podobne do omawianej publikacji.
Na marginesie należy wskazać, iż prawo upadłościowe i naprawcze nie określa wcale wysokości „honorariów” syndyków, a jedynie wskazuje górną granicę wysokości wynagrodzeń, które syndykowi sąd może przyznać.
Art.162.1. pun stanowi, iż „Syndyk, nadzorca sądowy i zarządca mają prawo do wynagrodzenia za swoje czynności odpowiadającego wykonanej pracy”, zaś według art.164 pun ocenę wykonanej pracy i decyzję o wynagrodzeniu (jego wysokości) ustawodawca pozostawił do suwerennej oceny sądu.
Przyznawane syndykom wynagrodzenia zawsze mieszczą się w granicach zakreślonych ustawą, niesłychanie jednak rzadko zbliżają się choćby do znaczącej części wartości wyznaczonego limitu.

Jak ocenia Federacja aktywnych zawodowo syndyków, stale wykonujących funkcję jest w Polsce kilkuset.
Większość z nich jednocześnie pełni funkcje w kilku postępowaniach upadłościowych jednocześnie, specyfika pracy w postępowaniach upadłościowych na to pozwala. W różnych stadiach postępowania upadłościowego konieczne zaangażowanie syndyka jest oczywiście różne, od kilkunastu godzin dziennie w pierwszym okresie do kilku godzin w tygodniu w okresie końcowym postępowania trwającego czasem z powodów proceduralnych kilka lat.
Od chwili wejścia w życie nowego prawa upadłościowego i naprawczego kandydaci na syndyków są regularnie wyznaczani także jako tymczasowi nadzorcy sądowi oraz zarządcy przymusowi i pełnią funkcję także w trakcie postępowania w przedmiocie ogłoszenia upadłości (jeszcze przed jej ewentualnym ogłoszeniem).

Po czwarte:
Główna teza autora, wytłuszczona w centralnym miejscu tekstu, iż „optymalnym rozwiązaniem byłoby ograniczenie możliwości pełnienia funkcji syndyka do prawników i ewentualnie ekonomistów” nie znajduje żadnego merytorycznego uzasadnienia w jego własnej argumentacji. Nie jest także zgodna ani z ustawą zasadniczą, ani z unijnymi dyrektywami, ani z doświadczeniem i zdrowym rozsądkiem.
Rozumiem, iż z jakiegoś powodu szczególnie jedna z dwu wymienionych przez autora grup społeczno zawodowych jest mu tak bliska, iż postanowił wystąpić w jej imieniu.
Jak sądzę niepotrzebnie. Grupa zawodowa prawników jest liczna, solidarna i świetnie sobie radzi i bez takiej pomocy.
Zarówno cytowane wyżej rozporządzenie, jak i nowa (nieprzyjęta jeszcze) ustawa daje prawnikom szczególne preferencje w dostępie do funkcji syndyka.
Wcale nie wszyscy eksperci uważają, że słusznie.
W opinii większości znawców problematyki upadłościowej syndyk (także nadzorca sądowy i zarządca) musi być przede wszystkim menagerem. Taki pogląd znajduje silne umocowanie w art.2 pun.: „Postępowanie uregulowane ustawą należy prowadzić tak, aby roszczenia wierzycieli mogły zostać zaspokojone w jak najwyższym stopniu, a jeśli racjonalne względy pozwolą – dotychczasowe przedsiębiorstwo dłużnika zostało zachowane”. Stąd słuszny wydaje się wymóg posiadania przez kandydatów przede wszystkim kwalifikacji i doświadczenia w zarządzaniu. Syndyk często zatem musi prowadzić przedsiębiorstwo upadłego, czasem przez kilka miesięcy, czasem znacznie dłużej. Nowe prawo upadłościowe i naprawcze w każdym przypadku każe syndykowi podjąć próbę sprzedaży przedsiębiorstwa upadłego w całości – wyraźną dyspozycję stanowi tu art.316 pun. Ratio legis zarówno art.2 jak i art.316 pun jest pożądane zachowanie miejsc pracy w przedsiębiorstwie, możliwość zmiany sposobu prowadzenia upadłości z likwidacyjnej w układową, a wreszcie w końcu lepszy z zasady wynik ekonomiczny likwidacji przewidywany przy sprzedaży przedsiębiorstwa w ruchu. Ponieważ upadają przedsiębiorcy prowadzący najrozmaitszą działalność gospodarczą – produkcyjną, handlową, budowlaną, finansową etc. w każdym przypadku sąd wyznaczając syndyka z listy może i powinien uwzględnić rodzaj posiadanego przez kandydata wykształcenia, jego doświadczenie zawodowe, także w postępowaniach upadłościowych. I dobrze, że ma taki wybór.
Do prowadzenia upadłości przedsiębiorstwa produkcyjnego z zasady najlepszy wydaje się kandydat posiadający wykształcenie inżynierskie, do upadłości firmy budowlanej ktoś, kto zna tę właśnie branżę etc.
Proces likwidacji majątku upadłego także powinien nadzorować ktoś, kto ma orientację co właściwie sprzedaje. Wtedy obiektywnie będzie w stanie uzyskać najlepszy wynik i uniknąć niepotrzebnych błędów.
Czasem osoby piszące o problematyce zawodowej syndyków zwracają się do nas (do Stowarzyszenia lub Federacji) o zajęcie stanowiska w sprawie, pomoc w zrozumieniu jej istoty lub choćby wyrażenia poglądu w imieniu zainteresowanych.
Czasem uważają, że nie ma takiej potrzeby, bo wszystko wiedzą lepiej.

Mirosław A. Kamiński
Autor jest syndykiem, członkiem Stowarzyszenia Praktyków Prawa Upadłościowego i Likwidatorów, rzecznikiem prasowym Ogólnopolskiej Federacji Stowarzyszeń Syndyków i Likwidatorów